Wpisy z tagiem "św Sebastian":
Św. Marka i Marcelina, Braci Męczenników
Żyli około roku Pańskiego 286.
(Żywot ich był napisany przez Metafrasta).
Święci Marek i Marcelin bracia bliźnięta, byli synami Trankwilina szlachetnego rodu Rzymianina, wielki majątek posiadającego. Matka ich podobnież ze znakomitéj rodziny pochodząca, miała imię Marcya. Oboje byli poganami, lecz synom swoim przydali za domowego nauczyciela chrześcijanina bardzo pobożnego, i ci nietylko już w religii chrześcijańskiéj byli wychowani, lecz w krótkim czasie stali się jednymi z najgorliwszych uczniów Chrystusowych. Chociaż pragnęli żyć w bezżeństwie, ulegając jednak woli rodziców, poślubili dwie dziewice pogańskie, spodziewając się pozyskać je Panu Jezusowi, o co starali się głównie, przedstawiając im na sobie wzór wYsokiéj pobożności.
Pomimo tego iż różne oddawali usługi chrześcijanom, i hojnemi wspierali ich jałmużnami, uszli byli przez pewien czas prześladowania, chociaż to już było za czasów okrutnego Dyoklecyana. Lecz w końcu przyszła i na nich koléj. Gdy w miarę jak wzmagało się prześladowanie wiernych, oni podwajali swojéj świętéj gorliwości, schwytani zostali i w ciemne więzienie wtrąceni. Odwaga i stałość, z jaką wyznawali Chrystusa Pana wobec Wielkorządcy miasta, rozbudziła gniew jego, i ten kazał ubiczować ich okrutnie. Święci znieśli te męki z męstwem, które w podziwienie wszystkich pogan wprawiło. Napróżno rodzina ich używała różnych środków, aby ich przywieść do poddania się wyrokom cesarskim, nakazującym oddawać cześć bożkom, i skłaniała do tego aby przynajmniéj dla pozoru, że nie przestali być poganami, uczestniczyli w niektórych obrzędach publicznych. Marceli i Marek ani słyszeć o tém nie chcieli, i stawieni przed sędzią odpowiedzieli wręcz że pogaństwo poczytują za obrzydliwy i bezbożny zabobon, i że nie masz innéj prawdziwéj wiary, prócz chrześcijańskiéj. Sędzia widząc iż przywieść ich do odstępstwa nie może, skazał obydwóch braci na ścięcie. Rodzice i krewni ich, wielkie w Rzymie wpływy mający, uzyskali u Wielkorządcy zwłokę trzydziesto-dniową w wykonaniu wyroku, spodziewając się przez ten czas skłonić Marka i Marcelina do oddania czci bożkom, a przez to do uratowania im życia. Aby rodzinie ułatwić do nich przystęp, z rozkazu samego cesarza, święci z więzienia przeniesieni zostali do domu jednego z pierwszych urzędników zwanego Nikostrates. Tam cięższe poniekąd niż same męczeństwo, czekały ich próby z rodzicami i krewnemi, którzy nie przestawali w sposób najbardziéj do serca przemawiający, namawiać ich aby się na śmierć niechybną nie wystawiali. Ojciec ich Trankwilin i matka Marcya, to znowu ich żony z małemi dziećmi, przychodzili do nich, i zalewając się łzami błagali, aby nad sobą i nad nimi mieli politowanie. Do tych przyłączali się najbliżsi ich przyjaciele i krewni, i trudno wypowiedzieć na jakie ciężkie walki najtkliwsze ich uczucia wystawione były. Trankwilin poważny starzec, wskazywał" im na swoje białe włosy, i zawodząc się od płaczu błagał, aby się nad nim zlitowali. Matka padała im do nóg, i na wpół omdlała, prosiła ich aby jéj życie odebrali, żeby na ich śmierć nie patrzała. W całym domu rozwodziły się krzyki i płacze ich dzieci i żon, które trzymając dziatki na ręku, zaklinały ich, aby nie osierocali i nie poświęcali tych niewinnych ofiar. Przejścia zaś tak bolesne nietylko często się ponawiały, lecz trwały niemal po całych dniach i nocach.
Marek i Marcelin opierali się dość silnie tak trudnym do zwalczenia pokusom: wylewali i oni łez nie mało, lecz przez długi czas mężny opór stawili, i co tylko im żywa wiara w życie przyszłe i w nagrody jakie tam czekają tych którzy do końca przy wyznaniu Chrystusa wytrwają, podać do ust mogła, tém odpowiadali na to co do nich rodzice, żony, dzieci, krewni lub przyjaciele mówili. Wszakże całe trzydzieści dni takich męczarni serca, znużyło już było świętych Męczenników. Męstwo ich chwiać się zaczęło. Zdawało się, że coraz czulszymi stają się na łzy i prośby, któremi ich ciągle oblegano. Sama ich powierzchowność objawiała jakiś smutek, milczenie w którém się już częściéj zamykali, łzy które obficie leli, wszystko to zdradzało, że w walce jaką toczą, może im zabraknąć męstwa. Na szczęście, spostrzegł to święty Sebastyan dowódca pierwszego oddziału gwardyi cesarskiéj, który ich codziennie widywał, a który i sam był potajemnie chrześcijaninem. W samę więc porę przybył im na pomoc, i jak to zwykł był robić z innymi chrześcijanami, gdy ich widział w męstwie zachwianych: „cóż to jest bracia moi, rzekł do nich, otoście już u kresu waszego chwalebnego zawodu, a zdaje się że płacz waszych dzieci i krewnych, jakby was cofał na téj drodze do nieba. Czyż łzy ich miałyby przygasić w sercach waszych płomień miłości Boga, i żywość waszéj wiary? Gdzież się podziało męstwo chrześcijańskie, któregoście na poniesionych mękach dowiedli? Czyż płacz niewiast i dzieci ma was pozbawić korony która już na głowie waszéj spoczywa? Czyż dla nierozstania się z ojcem i matką, z którymi prędzéj czy późnićj musicie się rozłączyć, wyrzeczecie się Boga, który i was i ich stworzył na to abyście w Nim na wieki żyli.” A potém zwracając się ku obecnym rodzicom, żonom i krewnym Świętych, przemówił do nich z takim zapałem o prawdziwości wiary chrześcijańskiéj, o najwyższém szczęściu oddania życia za Jezusa Chrystusa, i w tak żywém i poruszającém świetle, przedstawił im nagrody jakie w tamtém życiu czekają wytrwałych wyznawców Chrystusa, a z drugiéj strony straszne męki przeznaczone dla odstępców – nietylko utwierdził Marka i Marcelina w ich mężnéj wytrwałości, lecz prócz tego nawrócił do wiary świętéj Nikostrata, w którego domu to się działo, żonę jego nazwiskiem Zoę, a także i Trankwilina i Marcyą rodziców naszych Świętych, jako téż i ich żony.
Trudno wyobrazić sobie jak wielką i świętą radością przejęci zostali Marek i Marcelin, z pozyskania Panu Jezusowi tych najdroższych ich sercu osób, a przez co Pan Bóg nagradzał tu jeszcze na ziemi ich stałość w wierze. Święty Marek miał długą przemowę, w któréj zwracając się głównie do rodziców, do swojéj i brata swego żony, zachęcał ich do wytrwałości i upominał aby gotowymi byli na wszelkie próby, na jakie ich wiara, wśród trwającego prześladowania, narażoną być może. Wszyscy we łzach się rozpływali, lecz byłyto już tylko łzy żalu za grzechy popełnione gdy byli poganami i łzy wdzięczności Bogu że ich błędów pogańskich wyrwać raczył. Nikostrates nawet tak się okazał spragnionym zostania chrześcijaninem, że oświadczył, iż póty nic w usta nie weźmie, póki Chrztu świętego nie przyjmie, a więźniów swoich w tejże chwili na wolność wypuścił. Lecz Święci młodzieńcy, ze swojéj strony pragnąc pozyskać koronę męczeńską, nie chcieli korzystać z tego.
Tymczasem termin trzydziesto-dniowéj zwłoki, wyznaczony przez Chromazego Wielkorządcę, upływał. Wtedy sam Trankwilin udał się do niego aby mu zdać sprawę z tego co zaszło, poruczając się całkiem Bogu w przewidywaniu co go za to czeka. Lecz zastał już i Chromacego chrześcijaninem, który z tego powodu tylko co urząd swój złożył. Następcą jego był niejaki Fabian, człowiek okrutny i zawzięty wróg chrześcijan. Wznowił więc proces świętych Marka i Marcelina, i wskazał ich na przybicie gwoździami za ręce i nogi do słupa.
Gdy wyrok ten spełniono na publicznym placu, przybył tam i Fabian, a zbliżywszy się do rusztowania na którém rozpięto Świętych, zawołał: „Możecie jeszcze życie sobie uratować: wyrzeczcie się wiary waszéj, a każę was zdjąć i wolnymi puszczę. Nie przedłużajcie więc męki swojéj.” Lecz na to odpowiedzieli mu oni: „Nigdyśmy tak roskosznie nie biesiadowali jak teraz gdy chętnie te męki ponosimy dla Jezusa Chrystusa, z którego miłości tu przybici jesteśmy. Oby nam cierpieć dał tak długo, dopóki tém skazitelném ciałem przyodziani jesteśmy.” Tyran odszedł, i tak rozpiętych pozostawił. Przetrwali w téj męce cały dzień i noc następną, a niezachwiani w wierze i męstwie, nie tracąc ani na chwilę swobody ducha, głośno na przemian odmawiali Psalmy, a najczęściéj powtarzali poczynający się od tych słów: O jako dobra i jako wdzięczna rzecz mieszkać braciom wspólnie 1.
Nazajutrz Fabian dowiedziawszy się że jeszcze żyją, kazał przeszyć ich dzidami. Spełniono ten wyrok, a Święci wymawiając głośno przenajświętsze imiona Jezusa i Maryi, oddali Bogu ducha dnia 18 Czerwca roku Pańskiego 286. Ciała ich pochowano najprzód przy drodze Ardeatyńskiéj, za Grzegorza zaś VIII roku 1582, wraz z ciałem Świętego Trankwilina ich ojca także umęczonego, przeniesione one zostały do kościoła świętych Kosmy i Damiana.
Pożytek duchowny
Podziwiając tych świętych Męczenników męstwo, którego dowiedli nietylko w przeniesieniu wielkich męczarni, lecz oraz i w opieraniu się namowom rodziców i krewnych, którzy ich do zaparcia się Chrystnsa przywieść chcieli, postanów mężny stawić opór wszelkim wpływom odwodzącym cię od tego czego po tobie domaga się Pan Bóg, chociażby wpływy takowe pochodziły od najdroższych ci osób.
Modlitwa (kościelna)
Spraw prosimy, Wszechmogący Boże, abyśmy obchodząc pamiątkę męczeńskiéj śmierci świętych Marka i Marcelina, od wszelkich szkód grożących duszom naszym, za ich wstawieniem się, uwolnieni byli. Przez Pana na szego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 501–503.
Footnotes:
Psalm CXXXII. 1.
Św. Sebastiana Męczennika
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna
Żył około roku Pańskiego 280.
Pożytek duchowny
Z żywota świętego Sebastyana, naucz się naśladować go w dwóch rzeczach: najprzód w gorliwości wspierania bliźnich dobrą radą, gdy ich widzisz błądzących, a pożądanego skutku twoich zbawiennych upomnień możesz się spodziewać, i powtóre: uważaj, że nakłanianie nasze drugich do dobrego, lub odwodzenie od złego, wtedy jest najskuteczniejszém, gdy rzeczy, jakiéj od nich wymagamy, uczymy ich własnym przykładem.
Modlitwa
Boże! któryś świętego Sebastyana męczennika szczególnym darem utwierdzenia wiernych w wytrwałéj miłości Twojéj obdarzył, daj nam za jego pośrednictwem i przykładem, niczém od miłości Twojéj nie dać się oddzielić. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 59.
Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku (Katowice/Mikołów 1937r.)
Żywot świętego Sebastiana, Męczennika
(Żył około roku Pańskiego 280)
Sebastian święty przyszedł na świat w Narbonne w dzisiejszej Francji. Pochodził ze znakomitych chrześcijańskich rodziców, a wykształcenie odebrał w Mediolanie. Jako piękny i silny młodzieniec wstąpił do gwardii cesarskiej w Rzymie. Co go skłoniło do opuszczenia Mediolanu i udania się do miasta wiecznego, dzieje nam nie powiadają, prawdopodobnie jednak głównym powodem było prześladowanie chrześcijan, wszczęte przez cesarza Dioklecjana. W prowincjach bardziej oddalonych od stolicy nie było ono tak zaciekłe jak w samym Rzymie, gdzie krew lała się bez ustanku, świszczały miecze i skrzypiały tortury, a więzienia przepełnione były skazańcami. Sebastian, odziany w płaszcz cesarskiego oficera łatwo mógł wyjednać sobie wstęp do więzień, aby nieść męczonym tam chrześcijanom pomoc cielesną i duchowną. Aby tym łatwiej móc to uskutecznić, starał się pozyskać uznanie przełożonych. Starania jego wkrótce uwieńczone zostały jak najpomyślniejszym skutkiem, gdyż zyskał szacunek towarzyszy, a cesarz mianował go dowódcą swej gwardii.
Zdobywszy dzięki temu wielki wpływ, używał go roztropnie i ostrożnie na nawracanie swych pogańskich towarzyszy, umacnianie zachwianych w wierze chrześcijan i niesienie pomocy uwięzionym braciom. Działalność jego była niezmiernie rozległa a tak mądra, że okrutny cesarz Dioklecjan nie tylko się nie domyślił, że Sebastian jest chrześcijaninem, lecz nawet dla jego licznych zalet tak dalece go polubił, że chciał go mieć zawsze przy swym boku.
Mimo to wkrótce nadszedł czas, że się już dłużej z wiarą swoją taić nie mógł. Dwaj bracia, bliźnięta, Markus i Marcelinus, zostali jako chrześcijanie okrutnie skatowani, a potem skazani na śmierć. Ponieważ pochodzili z wielkiego rodu, cesarz ociągał się ze spełnieniem wyroku, tym bardziej, że żywił nadzieję, iż zdoła ich jeszcze odzyskać dla pogaństwa. Wymyślił w tym celu szatański podstęp, kazał bowiem obu braci zaprowadzić do domu Nikostrata, dozorcy więzienia, i przywołać tam ich ojca, matkę, żony i dzieci. Rozpoczęła się straszliwa scena, gdyż wszyscy ich krewni byli jeszcze poganami. Zgrzybiały ojciec, załamująca ręce matka, szlochające żony i płaczące dzieci, - wszyscy jękiem, skargami i pieszczotami starali się przełamać stałość obu więźniów. Był to trudniejsze do zniesienia aniżeli najwyszkańsze męczarnie, toteż bracia chwiać się poczęli, gdy wtem wystąpił obecny przy tej scenie Sebastian. „Bracia - zawołał - odwagi! Rycerze Chrystusa, bądźcie mężni! nie dajcie sobie wydrzeć błyszczącej korony męczeńskiej! Za łaską Chrystusa stanęliście jako bohaterowie na placu boju i macie w ranach na ciele waszym i w kajdanach na waszych rękach zwycięską palmę Chrystusa. Czyż na szlochanie niewiast i na krzyk dzieci chcecie się okazać tchórzami?… Ach, gdyby ci, których widzicie płaczących, wiedzieli, co wy wiecie i czego się spodziewacie, gdyby wiedzieli, że po tym znikomym życiu ziemskim następuje życie wieczne, którego w nagrodę waszej wiernej miłości dla Chrystus staniecie się uczestnikami i wnijdziecie do Jego wiecznej, niewypowiedzianej chwały i rozkoszy, wtedy by nad wami nie płakali, ale by wam szczęścia życzyli, a sami by się smucili że Chrystusa nie wyznają i nie mogą za Niego umrzeć!”
Następnie odmalował niestałość ziemskiego a szczęśliwość przyszłego żywota w tak serdecznych słowach, napominając zarazem krewnych obu więźniów, aby się uspokoili, że wszystkim się zdawało, iż widzą anioła, gdyż jego oblicze jaśniało nadziemskim blaskiem. Słysząc te słowa, żona Nikostrata imieniem Zoe, od sześciu już lat niema wskutek choroby, wielce wzruszona, uklękła przed Sebastianem i wzniosła do niego ręce. Ten, chcąc prawdziwość swych słów udowodnić czynem, rzekł uroczyście: „Jeżelim jest sługą prawdziwego Boga, - jeżeli to, co powiedziałem, jest prawdą Boską, natenczas błagam Cię, Chryste Panie, rozwiąż tej wierzącej niewieście język!” Jeszcze nie dokończył tych słów, gdy Zoe zawołała: „Bądź błogosławiony posłańcze Boga, i niech błogosławione będą słowa twoje!” Pod wpływem tego oczywistego cudu wszyscy obecni uwierzyli w Chrystusa i przyjęli chrzest święty.
Dowiedzieli się o tym urzędnicy cesarscy a że nie śmieli targnąć się na Sebastiana, oskarżyli go przed cesarzem, że nie tylko sam jest chrześcijaninem, ale nawet innych wspiera pieniędzmi i wielu nawraca do wiary chrześcijańskiej. Dioklecjan niezwłocznie kazał go przywołać i zaczął mu wyrzucać niewdzięczność i zdradę, na co Sebastian z godnością odpowiedział: „Cesarzu, nigdy łaski twej nie zapomniałem i życie za ciebie gotów jestem położyć. We wszystkim chcę ci być posłusznym, co się przykazaniom Boskim nie sprzeciwia; jednakże rozkazy Boga świętsze mi są, aniżeli twoje. Wiedz także, cesarzu, że potęgę swą w głównej mierze modłom chrześcijan zawdzięczasz”.
Dioklecjan, srodze tą mową rozgniewany, wydał łucznikom afrykańskim rozkaz zastrzelenia Sebastiana. Wyprowadzono go przeto za miasto, obnażono, przywiązano do drzewa, po czym strzelcy tak obsypali go pociskami, że wyglądał jakby najeżony strzałami. Sądząc, że już nie żyje, oprawcy odeszli. W nocy udała się na owo miejsce pobożna wdowa Irena, aby ciało uczciwie pogrzebać i ku wielkiej swej radości znalazła w nim jeszcze znaki życia. Zabrawszy go, zaniosła do domu i tu przy starannym pielęgnowaniu Sebastian odzyskał zdrowie. Chrześcijanie prosili go, aby uszedł z miasta i ocalił życie, lecz on odpowiedział: „Uczynię, jak Bóg chce”. Po długiej i gorącej modlitwie udał się do świątyni pogańskiej i stanął w miejscu, którędy cesarz musiał przechodzić, a gdy go zobaczył, zawołał: „Cesarzu, zaprzestań krwawych okrucieństw! Wiedz, że cię w błąd wprowadzają ci, którzy oczerniają przed tobą chrześcijan. Oni się modlą za ciebie, a ty ich prześladujesz, chociaż nie masz wierniejszych od nich poddanych”. Zdumiony cesarz zapytał: „Ty jesteś ów Sebastian, którego niedawno kazałem zabić?” „Jam jest - odpowiedział Sebastian - Bóg zachował mnie przy życiu, abym ci jeszcze raz wobec ludu mógł oświadczyć, że chrześcijanie są niewinni, a ty niesprawiedliwie krew ich przelewasz!”
Lecz na cesarzu spełniły się słowa Zbawiciela, który rzekł: „By też kto z martwych powstał, nie uwierzą” (Łuk. 16,31). Rozkazał bowiem, aby świętego Męczennika zabito kijami, a ciało wrzucono w plugawe miejsce. Okrutny ten wyrok został spełniony.
Pobożna Lucyna, której Sebastian się ukazał, pochowała go z jego polecenia w katakumbach, a jeden z siedmiu głównych kościołów w Rzymie jego czci jest poświęcony. Czczony jest jako patron przeciwko morowemu powietrzu i zaliczany bywa do grona 14 świętych Przyczyńców w potrzebie. Najsłynniejsze wypadki wysłuchania modłów za jego przyczyną w czasie morowego powietrza zaszły w Rzymie roku 680 za papieża Agatona, w Mediolanie roku 1575 za arcybiskupa Karola Boromeusza i w Lizbonie 1799 roku. Liczne bractwa kościelne oddają cześć jego pamięci, chrześcijańskie państwa natomiast i wodzowie wzywają jego niebieskiej przyczyny dla wojsk swoich.
Nauka moralna
Strapionych pocieszać, wątpiącym dobrze radzić, grzeszących upominać, były to najgłówniejsze zasady świętego Sebastiana. Wielu pojmanych i na śmierć osądzonych chrześcijan straciło odwagę i poczęło się chwiać w wierze, tak że mogli byli zaprzeć się jej, a przez to nie tylko pozbawić się korony męczeńskiej, ale i duszę swą zatracić na wieki. Takiego widoku Święty nasz nie mógł znieść i dlatego niejednokrotnie wystawiał się na niebezpieczeństwo śmierci, aby ratować dusze, Bóg zaś udzielił słowom jego cudownej mocy. I tak smutni doznawali przez niego pociechy, a zachwiani odzyskiwali odwagę. Lecz cóż skłoniło Sebastiana do takiej gorliwości? Nic innego, jak tylko miłość ku Jezusowi i bliźnim. Wiedział, jak wielce Jezus każdą duszę miłuje; wiedział też, jak wielką ceną, to jest Krwią swoją przenajdroższą, Jezus każdą duszę odkupił. Miłość zatem ku Jezusowi była powodem, że ratował dusze, wystawiając się na śmierć. - Chrześcijański Czytelniku, jak często masz i ty sposobność do takiego miłosiernego uczynku! Ileż to razy widzisz bliźniego swego w smutnym lub niebezpiecznym położeniu! Czy nie mógłbyś go wtedy pocieszyć, zachęcić, napomnieć, ostrzec, a przez to ocalić jego duszę? Nie zaniedbuj podobnych uczynków, jeśli chcesz, aby i twoja dusza była zbawiona. Pomnij na słowa Pisma świętego: „Kto nawróci grzesznika z błędnej drogi jego, zbawi duszę jego od śmierci, i zakryje mnóstwo grzechów” (Jak. 5,20). Jeśli Jezus już za kubek wody podanej pragnącemu stokrotnie nagrodzi, jakże wielka będzie nagroda tego, który duszę bliźniego uratuje od potępienia!
Modlitwa
Panie Jezu Chryste, któryś świętemu Sebastianowi udzielił tak cudownej miłości ku bliźnim, zapal i nasze serca ogniem tej miłości, abyśmy byli zdolni zawsze uczynki miłosierne wykonywać. Przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.
Rok Boży w liturgii i tradycji Kościoła świętego (Katowice 1931r.)
Święty Sebastian
(20 stycznia Dzień świętego Sebastiana, męczennika)
Do najważniejszych świąt Rzymu należą poza uroczystościami książąt apostołów Piotra i Pawła, dni najmężniejszych męczenników Wawrzyńca i Sebastiana i najsławniejszych dziewic Cecylii i Agnieszki. Rycerski charakter Sebastiana wykazuje kilka rysów, które spotykamy także u wielkiego archidiakona Wawrzyńca. Obaj, jeden przy ołtarzu Pańskim, drugi w świecie, urągali z wyjątkowym męstwem katuszom i śmierci. Wawrzyniec, nawpół upieczony, drwi z okrutnego tyrana, wzywając go, by teraz obrócił go na drugą stronę… Zaledwie zabliźniły się rany po strzałach, które poszarpały ciało Sebastiana, już zdąża do Dioklecjana i żąda nowego męczeństwa.
Zajmijmy się Sebastianem, jednym z najsławniejszych męczenników wszystkich czasów. Według oryginalnych aktów św. Sebastiana, urodził się on w Narbonne i wychowywał się w Mediolanie. Wstąpił jako chrześcijanin do wojska, nie z sympatii do rzemiosła wojennego, lecz aby nieść pomoc braciom podczas prześladowania. Wyobraźmy sobie młodego człowieka, który zrywa węzły, jakie łączą go z miastem rodzinnym, jedynie dlatego, bo tam niedość silnie szaleje burza prześladowań, podczas gdy w Rzymie sroży się z całą siłą. Lęka się o stałość chrześcijan, ale wie równocześnie, że dzielni szermierze Chrystusa, przybrani w płaszcz wojskowy żołnierzy cezara, potrafią wejść do więzienia, by podtrzymać zapał i odwagę wyznawców. Za takimi czynami tęskni także serce Sebastiana, aż nadejdzie dzień, w którym i on zdobędzie palmę męczeństwa. Tak krzepi tych, których łzy bliskich zachwiały; nawet stróżowie więzienni, polegając na jego wierze i ufności w Boga, wybierają męczeństwo, a pewien urzędnik rzymski prosi o pouczenie we wierze Chrystusowej.
Sebastian, którego wiara chrześcijańska zawsze jeszcze była ukryta, cieszył się wielkimi względami cesarza Dioklecjana; w dowód łaski zamianował go cesarz naczelnikiem kohorty pretoriańskiej.
Większa część przyjaciół świętego już przed nim poniosła śmierć męczeńską. Nadszedł więc czas, kiedy Sebastian sam, zachęciwszy przedtem wielu do wytrwania, wyznał otwarcie, że jest chrześcijaninem. Skutkiem tego popadł w niełaskę cesarza, ale Sebastian więcej cenił łaskę Króla niebieskiego; Jemu to w płaszczu i hełmie żołnierskim wyłącznie służył. Wyrok śmierci mieli na nim wykonać strzelcy mauretańscy, którzy, przeszywszy go wielu strzałami, pozostawili go na miejscu męki, sądząc, że nie żyje. Pewna chrześcijanka, Irena, która, pragnąc go pochować, zauważyła, że żyje, zaniosła go przy pomocy swych służebnic do domu swego, gdzie powrócił do zdrowia. Chrześcijanie prosili go, aby teraz się ukrył, ale nie ulękniony bohater pokazał się publicznie Dioklecjanowi, który kazał go w pałacu cesarskim zachłostać na śmierć. Zwłoki jego wrzucono do kloaki. On jednak ukazał się chrześcijance Lucynie, wskazał jej miejsce, gdzie znajduje się jego ciało, i polecił pochować je w katakumbach. Tak też uczyniła i pozostała przy jego grobie przez trzydzieści dni.
Poza murami wiecznego miasta, przy via Appia, wznosi się dzisiaj majestatycznie odosobniona bazylika św. Sebastiana, jeden z siedmiu głównych kościołów Rzymu. Jej straży są powierzone zwłoki pobożnego męczennika i papieża Fabiana; lecz główna część tej świątyni należy się dostojnemu wodzowi gwardii cesarskiej, który jako wierny sługa pragnął spocząć tutaj, w pobliżu tej studni, gdzie przez kilka lat złożone były ciała śś. apostołów Piotra i Pawła, aby ustrzec je przed prześladowcami i uchronić przed zbezczeszczeniem.
Św. Sebastian jest patronem przeciw chorobom zakaźnym, przede wszystkim przeciw strasznej dżumie. Paweł diakon opowiada, że w roku 680 szalała w Rzymie owa zabójcza choroba, ustała jednak, gdy wskutek objawienia Bożego wystawiono w kościele św. Piotra w Okowach ołtarz na cześć św. Sebastiana. To jest, zdaje się, pierwszy historyczny dokument na potwierdzenie czci, jaką oddawano świętemu, jako patronowi przeciw chorobom zakaźnym. W owym kościele znajdował się, przynajmniej za czasów rzymskiego historyka kościelnego Baronjusza, urodzonego w roku 1538, stary obraz św. Sebastiana, przedstawiający świętego jako czcigodnego starca, w przeciwieństwie do późniejszego, nam znanego pojęcia, według którego ukazuje się nam jako mężczyzna w sile wieku i pełen zapału dla wiary.
Do większego jeszcze wzrostu czci św. Sebastiana jako patrona przeciw chorobom zakaźnym przyczynił się św. Karol Boromeusz, arcybiskup Mediolanu. W lecie roku 1575 srożyła się w Mediolanie wyjątkowo zjadliwa dżuma, która w przeciągu dziewięciu miesięcy, od 31 lipca roku 1575 do i maja 1576 pochłonęła w Mediolanie i okolicy nie mniej niż 25.000 ofiar. Święty arcypasterz wraz z powierzoną sobie trzódką, dla której dobra doczesnego i wiecznego żył i pracował, modlił się, pościł, odprawiał publiczne procesje błagalne, ale ciężkie doświadczenie Boże nie ustawało. Razu pewnego przyszła świętemu myśl, by świętego Sebastiana uczcić publicznie i uroczyście. Przypomniał drogiemu ludowi zdarzenie w Rzymie z roku 680 i zaproponował złożenie następującego ślubu na cześć św. Sebastiana:
- Jego rozpadający się kościół w Mediolanie ma być zupełnie odrestaurowany i codziennie ma się tam odprawiać msza święta.
- W przeddzień uroczystości św. Sebastiana mają wszyscy ściśle pościć, w święto samo zaś ma się odprawić procesja do jego kościoła, gdzie powinno się odbyć uroczyste nabożeństwo.
- Także w rocznicę tego ślubu (10 października) ma wyruszyć procesja do kościoła św. Sebastiana, by w ten sposób utrzymać pamięć ślubowania.
Oświecony duchem Bożym, ogłosił święty arcybiskup w święto Bożego Narodzenia tego roku, że dżuma przed Nowym Rokiem jeszcze ustanie. I tak się też stało. Potęga prośby i cudowna obrona świętego objawiła się tutaj najwyraźniej.
Jak rozpowszechnione jest nabożeństwo do wielkiego męczennika, dowodzi mnóstwo świątyń, poświęconych jego czci. Do tego dochodzi jeszcze wiele kościołów, które, lubo niepoświęcone św. Sebastianowi, jednak posiadają ołtarz pod jego wezwaniem. Wkońcu musimy przypomnieć, że nasz święty męczennik jest także jednym z czternastu orędowników w nieszczęściu. O oddawnej mu czci świadczą liczne bractwa, założone pod jego wezwaniem, uroczyste nabożeństwa, jak również ogólne obchodzenie jego święta. Te świadectwa są wymownym dowodem wdzięczności za opiekę, jaką lud chrześcijański zawdzięcza św. Sebastianowi, są dowodem wielkiej ufności w cudowną moc, której i w przyszłości spodziewa się od Boga za jego przemożną przyczyną. „Przedziwny Bóg w świętych swoich”.
